Z biegiem Wisły – Dąbrowa górnicza

Opis:

Rozdział „Dąbrowa Górnicza”: Obrazki o kraju z ponad 200 rysunkami w tekście i 2 mapami”. Warszawa. Nakład Gebethnera i Wolffa. Kraków. G. Gebethner i S-ka. 1901, s. 52-53. Druk P. Laskauera i W. Babickiego w Warszawie. Autorki opracowania: Jadwiga Chrząszczewska i Jadwiga Warnkówna.

Dąbrowa górnicza.

Poetyczną nazwę Dąbrowy nosi znana w całej Europie osada fabryczna i górnicza, w dolinie rzeki Przemszy leżąca.

To nasz skarbiec, z którego codziennie armia robotników wydobywa węgiel i rozsyła po całym kraju, by wprawiał w ruch setki maszyn, pędził po szynach ładowane pociągi, oświecał i ogrzewał mieszkania ludzkie, bo wielka moc i wielkie bogactwa ukryte są w tych niepozornych, bezkształtnych bryłach, słusznie przez poetów czarnymi dyamentami zwanych. Potrzeba tylko rozumu i pracy, by je stamtąd wydobyć.

Kopalnie węgla w Dąbrowie sąsiadują i łączą się plantem kolei z hutą żelazną cynkową, nieco opodalleżącą. Huta, widziana w noc pogodną, potężne robi  wrażenie. Trzy piece rzędem, jeden za drugim stojące, tworzą jakby jedną całość i zdają się być ogromną basztą średniowiecznego zamczyska. Oko szuka tu mimowoli zwodzonych mostów, po których przed wieki wjeżdżały hufce zbrojnych rycerzy.

Budynki, okalające hutę, to walcownia, blachownia i fabryka drutu. Wszystkie trzy przemiany, przez jakie przechodzi żelazo, odbywają się w podobny sposób. Hutnicy podkładają pod walce olbrzymie kawały rozpalonego surowca, żelazo, popychane siłą maszyn, przesuwa się między walca mi i bezkształtna bryła przybiera formę sztaby lub blachy.

W druciarni znowu robotnicy, doprowadziwszy żelazo do odpowiedniej cienkości, nawijają je na rodzaj motowidła i wyrzucają w formie wielkich wieńców ognistych.

Obok inna praca. Tu niby jakąś czarodziejską układają księgę. Z walcowni, jedna po drugiej zsuwają się karty olbrzymie i ogniste, a robotnicy podnoszą je cęgami i podkładają pod wielkie nożyce, by im nadać odpowiednie rozmiary. Te karty, to rozpalona blacha żelazna.

Huta drży, jęczy, dudni, parska… Czoło jej wieńczy korona z płomieni, wśród których — jak olbrzymie dyamenty— lśnią elektryczne światła.

Jak rok długi, ogień w hutach nie gaśnie, wielkie piece ciągle są czynne, bo gdyby raz zgasły olbrzymie kawały surowca, jużby ich później żadna siła ludzka stopić nie zdołała.

Mimo blizkiego sąsiedztwa górnicy z hutnikami żyją w ciągłej niezgodzie i wzajemnie drwią jedni z drugich przy każdej sposobności.

Idą, idą smolipyski,
Zamiast palców — mają łyżki
Wyszli, wyszli ze śmierdziuchy,
Okręcają się w kożuchy.

Takie są, uprzejme przytyki górników do narzędzi hutniczych kształtem, przypominających łyżkę, do cuchnących gazów, wydobywających się z pieców, oraz do ciepłej odzieży, jaką hutnicy—przyzwyczajeni do gorąca —zawsze nosić muszą.

W zamian za tę piosenkę, górnicy inną również miłą słyszą.

Ziemię świętą ryje,
Wodą zgniłą żyje,
Wózki kret popycha,
A na słońcu zdycha.

Ciężką jest praca górnika i wcześnie bardzo się zaczyna:

W pół do szóstej bije,
[górnik się wybiera,
Żona lampkę daje i
[drzwi mu otwiera.

Uzbrojony w oskard, z lampką przyczepioną do czapki, by mieć ręce swobodne, żegna górnik rodzinę zwykłem „szczęść Boże” i śpieszy do szybu.  Szybem nazywają otwór kopalni. Głębokość jego bywa rozmaitą, często do 4,000 łokci dochodzi.

Na dno szybu górnicy spuszczają się za pomocą szali, jest to mocna, żelazna klatka. Dwie takie szale w ustawicznym są ruchu, gdy jedna zjeżdża, druga tą samą siłą do góry się wznosi, a na każdą podróż tylko kilkudziesięciu sekund potrzeba. Komu jednakże ten sposób podróży nie podoba się, ten może zejść aż na dno kopalni dość stromymi i bez poręczy schodami, jak to to widać na załączonej rycinie.

Dno szybu, to środowisko, do którego ze wszystkich stron zbiegają się chodniki, t. j. korytarze w ziemi wykute. Długość i wysokość chodników bywa rozmaita; jedne są tak nizkie, że górnik tylko, leżąc, pracować może, ale bywają i wysokie na kilka piątr komory, całym lasem grubych belek podparte.

Ruch i życie wre  w kopalni; górnicy kilofem walą w skały i śpiewają wesoło. Gwizdać  tylko pod ziemią nie wolno, istnieje bowiem  powszechny między górnikami przesąd, że „skarbnik” duch gór,  gwizdania nie lubi i śmiałka, który o tem nie pamięta, śmiercią  każe. Skarbnik wygląda jak zwyczajny człowiek, tylko że jedną nogę ma z końskiem kopytem, czasami mignie w oddali jak blady ognik, a czasem zapuka w skałę, ostrzegając w ten sposób górników, że niebezpieczeństwo im grozi. Kogo skarbnik polubi, temu nie poskąpi pomocy i rady, lecz biada, jeżeli się  zagniewa, nic wtedy górnika od kary nie uchroni.

PODANIE O SKARBNIKU.

„Był raz młody chłopak, który przyszedł do dąbrowieckiej kopalni. Na początek dali mu taką robotę, że ładował węgiel na wózki i byłby pewnie ładował do sądnego dnia, bo obcemu niełatwo o lepszy zarobek, aż skarbnik upodobał go sobie i jak nie stanie raz przed nim i nie powie: „chodź zemną”, a był ubrany jako zwyczajny sztygar i chłopak myślał se, że to sztygar, tak i poszedł zanim. A skarbnik pyta dalej:  „Masz olej w lampce?” „Mam.”. „A chleb masz?” „Mam”. „To chodź, pokażę ci kopalnię.” Doszli do nowego numeru, a tu ściana rozstępuje się i weszli w sam środek pokładu węgla, a skarbnik pokazywał chłopcu, gdzie węgiel najgrubszy, gdzie jaka woda, a chłopak myślał, że dzień cały chodzi, bo mu oleju i chleba starczyło. Nareszcie skarbnik wyprowadził chłopca na podszybie i dał mu kartkę ze swoim podpisem, jako mu na górze mają wypłacić, za cały czas, co 0n był pod ziemią, ale przykazał też, aby nie ważył się nigdy do kopalni wracać. Kiedy chłopak na górze kartkę oddał, zaczęto po księgach szukać, kiedy taki a taki robotnik jest zapisany i ledwie znaleźli, że to było przed rokiem. Okrutnie się tedy dziwowali i nie wierzyli chłopcu, ale jak zaczął im rozpowiadać, tak i zmiarkowali, że to rzetelny skarbnika podpis i za cały rok chłopcu wypłacili, a i sami skorzystali, dowiedziawszy się, gdzie czego szukać pod ziemią. Pół roku wytrzymał chłopiec bez kopalni, jako mu skarbnik nakazał, ale potem tak go bez węgla cniło, że nie wytrzymał i poszedł. Ale ino co się spuścił, a tu w szybie maleńki kamyczek w samą głowę go trafił i zabił na miejscu. Tak ukarał skarbnik nieposłuszeństwo swej woli.”

Śmierć często zagląda górnikom w oczy. Ogień, woda, powietrze, trzy potężne żywioły grożą mu bezustannie. Kopalnie dąbrowieckie sięgają pod koryto Przemszy i różnych jej dopływów, stąd pochodzi nieustanne przesiąkanie wody do wnętrza komór i chodników.

Z wodą ciągle walczą pompy, wydobywające ją na powierzchnię, ale jakże często mała nieostrożność powoduje zalew kopalni i śmierć wielu górników.

Drugim wrogiem kopalni jest ogień. Wybucha on z powodu nagromadzonego w szczelinach miału węglowego i innego jeszcze minerału, zwanego pirytem, czyli siarczanem żelaza. Od takiego wybuchu największa nawet ostrożność ustrzedz nie może, bo sproszkowany węgiel sam się przez zetknięcie z powietrzem zapala. Jeżeli pożar jest mały, górnicy gaszą go wodą, jeżeli większy, wznoszą na drodze, którą się posuwa tamy, t. j. ściany z ogniotrwałej cegły. Często długie miesiące, a nawet lata jedna część kopalni płonie, w drugiej zaś pracują i tylko czasem, gdy zbliżą się do zagrożonego miejsca, syk płomieni i głuche odgłosy trzaskającego węgla ostrzegają górników, że potężny wróg jest blizko.

Wiele innych jeszcze niebezpieczeństw grozi górnikom. Przy rozsadzaniu skał dynamitem często olbrzymie komory węgla odrywają się nagle, miażdżąc i kalecząc pracujących, często sklepienie źle podparte runie, grzebiąc żywcem nieszczęśliwych, których rzadko kiedy towarzysze uwolnić mogą.

Ale wszystkie te klęski i niebezpieczeństwa nie odstraszają górnika, więc pracuje i śpiewa:

Kopalnie, kopalnie, to nasze pałace,
Niejedna panienka rzewliwie zapłacze,
Rzewliwie zapłacze i tęskno zaśpiewa,
Bo się w każdej chwili nieszczęścia spodziewa.

Patronką górników jest święto Barbara, o której taką opowiadają legendę.

LEGENDA O Ś-tej BARBARZE.
„Dyoskuros, pan wielki i bogaty, ale strasznie zły i zawzięty, miał córkę dobrą jak anioł, imieniem Barbara. Córka ta przyjęła wiarę Chrystusową, ale ojciec jej ani sam chciał się nawrócić, ani Barbarze wyznawać wiary chrześcijańskiej nie dozwalał, a gdy ona przy swojem obstawała, wpadł w gniew straszny i chciał ją zabić. Męczenniczka uciekła, ale Dyoskur już ją dopędzał i byłby zatłukł, dopadłszy do skały.

Aż tu skala, chociaż to kamień, ulitowała się świętej, otworzyła się jak drzwi i schowała dziewicę. Od tej pory św. Barbara jest patronką górników, bo któż, jeżeli nie oni, kują w skale, przed kim, jeżeli nie przed nimi i najtwardszy kamień rozstąpić się musi.”

Dnia 4 grudnia, górnicy obchodzą uroczyście święto swej patronki. Ustają wówczas wszelkie roboty, a proboszcz miejscowy spuszcza się na dno kopalni i w kaplicy wykutej w węglu, odprawia Mszę św. przed posągiem św. Barbary, także z węgla wyrzeźbionym.

Cały zarząd, wszyscy górnicy w paradnych mundurach modlą się z wielkiem skupieniem ducha i po skończonem nabożeństwie, śpieszą na powierzchnię ziemi do kościoła, śpiewając chórem:

Barbaro święta! Perło Jezusowa
Ścieżko do nieba górnikom gotowa,
Wierna przy śmierci patronko, smutnemu
Konającemu.

Paradny strój górnika składa się z ciemnej bluzy ze stojącym kołnierzem i pozłacanymi guzikami, na których wyryto dwa młotki na krzyż złożone — godło górnika. Pas szeroki opina kurtkę, z tyłu zaś spuszcza się specyalna górnicza, szeroka łata ze skóry — niby fartuszek, pozwalający górnikowi siąść na mokrym kamieniu, lub bryle węgla, bez powalania ubrania.

Od czasu założenia kopalni węgla w dąbrowieckiej dolinie, t.j. od r. 1796, a więc jeszcze za rządu pruskiego, cała okolica powoli, lecz stale zmienia swój charakter. Tu skutkiem podminowania grunt się pozapadał, tam potworzyły się wysokie wały popiołu i odpadków, owdzie czernieją głębokie, przepaściste jamy, pozostałości robót, zwanych odkrywkami.

Ogromny napływ obcej, głównie niemieckiej ludności przyczynił się do zatracenia dawnych miejscowych obrzędów, ubioru, popsuł język i obyczaje. W potocznej mowie górnicy używają mnóstwo wyrazów niemieckiego pochodzenia. Roztopiony zuzel nazywają szlaka, nadzorca górników to sztygar,  kandydat na górnika—szleper, dzień wypłaty zarobku — geld-tag i t. p.

Z pozoru Dąbrowa górnicza nie wygląda ani na wieś ani na miasto — ulice ma niebrukowane, a małe nędzne domki stykają się tam z wysokiemi kamienicami.

Gęsta chmura dymu bezustannie wisi nad osadą, pokrywając wszystko dokoła warstwą pyłu i tłumiąc rozwój roślinności, chociaż biedne krzewy i drzewa co wiosna nowe wypuszczają pędy, walcząc odwiecznie z grożącą im zagładą. Brak drzew, brak kwiecia, brak śpiewu ptaków w Dąbrowie! Turkot maszyn wypędził skrzydlate stworzenia—pył i dym zjadliwy wysuszył rośliny.

A jednakże Dąbrowa wiele ma uroku i powabu. Życie nie sączy się tam powoli, nie stoi, jak woda w deszczowych kałużach, ale płynie wartkim, porywającym wszystko ze sobą, prądem.

Kopalnia umie przywiązywać ludzi i kto raz zakosztował tego życia pełnego walk, niebezpieczeństw, ciężkiej pracy, ale i tajemniczego czaru, ten już nie zechce zamienić go na inne.

Odkrywkami nazywają miejsca, gdzie minerał znajduje się blizko powierzchni gruntu, gdzie potrzeba tylko odkryć go, czyli zrzucić wierzchnią warstwę ziemi. Takiemi odkrywkami można nieraz dostać się do głębi kopalni.

Wesoły, odważny górnik, niby żołnierz trwa na posterunku i rozbijając młotem skałę tak w rzadkich chwilach trwogi prosi swej patronki:

„O święta Barbaro zlituj się na demną,
Żebym tu nie został pod tą ziemią ciemną,
Żonaby płakała, dzieciby płakały,
Że swojego ojca śmierci nie widziały”.

Obfitość różnych minerałów, a szczególniej węgla kamiennego, stała się źródłem bogactwa dla całej okolicy. Kopalnie zapotrzebowały maszyn, maszyny—rąk, zaczęli więc napływać ludzie, zaczęto wznosić fabryki.

Dla wzrostu i rozszerzenia handlu, nieodzowna jest łatwość zbytu towarów, t. j. by je można bez wielkiego trudu i kosztu przewozić do innych miast, gubernii, krajów. Dobre i liczne drogi są więc potrzebne, a najmniej kosztowne, nie potrzebujące utrzymywania w porządku są drogi wodne, których jednakże gubernia piotrkowska prawie nie posiada.

Warta przecinają wprawdzie od południa, ale dopiero w nowo – radomskim powiecie zaczyna być spławną. Pilica płynie na samej krawędzi gubernii, a inne rzeki, jak Bzura śpiesząca ku Wiśle, Nur ku Warcie, także wielkiego pożytku dla żeglugi nie przynoszą.

Brak komunikacyi wodnej wynagradza gubernii piotrkowskiej dogodne położenie. Środkiem guberni prawie od Warszawy, aż pod Kraków, ciągnie się długie choć niewysokie wzniesienie, niby naturalna grobla, łącząca się z różnemi wyniosłościami w środkowej Europie.

Ta grobla—to najlepsza przez naturę dana droga. W r. 1848 przeprowadzono samym jej środkiem linię kolei żelaznej, a od tej chwili przemysł i handel podniósł się szybko i dziś gubernia piotrkowska uważa się jako najbardziej przemysłowa i stosunkowo najbogatsza w naszym kraju.

Jedna tylko w tem jest bieda, że prawie wszystkie fabryki, przynoszące rok rocznie miliony rubli dochodu, należą do Niemców, którzy sprowadzają swoich rodaków, powierzając im wszystkie korzystniejsze zajęcia.

 

Przeczytaj więcej w Cyfrowej Encyklopedii Dąbrowy Górniczej: Bibliografia - Książki i albumy - Z biegiem Wisły. Obrazki o kraju.

Wyszukiwaniew naszej bazie

Nawiguj klikając na trójkąty poniżej

♦ - wpis encyklopedyczny

Losowy memoriał

Więcej

Nasza baza 

7564 - skany

174 - wpisy encyklopedyczne

398 - dawne artykuły prasowe

Współpraca

Muzeum

Forum

Dawna Dąbrowa

menu
zamknij