Kilka słów o Zagłębiu Dąbrowskiem – cz. IV

Opis:

Ziarno nr 33 z 13.08.1904 – Kilka słów o Zagłębiu Dąbrowskiem – Edward Nałęcz

Często spotyka się wóz ładowny ze złamanem kołem, zagradzający przejazd. Konie dymiąc, robią bokami, noszącemi ślady mnogich uderzeń batem, wylękłe i drżące stoją po kolana w błocie, mając nad głową miecz Damoklesa w postaci zadartego dyszla, a bezradny woźnica, biega dokoła lżony przez szczęśliwszych kolegów po fachu, którym pilno jechać dalej, a stad muszą i czekać, aż traf, lub miłosierne ręce, usuną zaporę z ich drogi. Po obu stronach tej ulicy, po za chodnikami, wznoszą się najróżnorodniejsze budowle, nizkie domki i piętrowe kamienice, a w nich sklepy chrześciańskie i żydowskie.

Tu mieści się wielki sklep akcyjny p. n. „Nadzieja,” w którym roczny obrót przechodzi 300,000 rub. Tu poczesne miejsce zajmuje księgarnia, cukiernia i teatr, niedawno wzniesiony, w którym dwa lub trzy razy w tydzień, odbywają się przedstawienia trupy stale osiadłej w poblizkiem mieście Sosnowcu.

Wpływ tych przedstawień—choć nie należy przeceniać jego doniosłości — mógłby nader korzystnie oddziaływać na ogół, gdyż robotnicy tutejsi dotąd nie mają żadnych właściwych dla siebie rozrywek.

Lecz w tym celu należałoby zwrócić baczną uwagę na wybór sztuk wystawianych, szczególnie w dni świąteczne. Robotnik fabryczny jest wogóle inteligentny i bardzo rozwinięty, przytem chciwy wrażeń i umiejący sądzić o rzeczach, zdrowo sięgając do głębi przyczyn.

Rysunek w N. 31-ym zamieszczony daje nam pojęcie o samej fabryce Huta Bankowa i jej okolicy. W dali na wysokich pagórkach wznoszą się, po prawej stronie kaplica we wsi Grodziec, po lewej piękny kościół we wsi Gołonóg, gdzie w jednej z kaplic w ołtarzu znajduje się statua S-go Antoniego, którego ludność górnicza otacza wielką czcią i za cudownego uważa.

Dzień 13 czerwca uroczystym jest dla całej okolicy. Już wczesnym rankiem, na drogach prowadzących do Gołonoga ciągną wozy z pątnikami. Miedzami wśród zbóż zielonych, snują się długie węże pieszych panien w różnobarwnych strojach i czarno ubranych panów.  Bo lud tutejszy zarzucił zupełnie odrębność  w ubraniu. Kobiety ubierają się po miejsku, robiąc z siebie karykatury modnych dam. Nie rzadko plusz i aksamit używany jest przez nie na śmieszny strój, budzący politowanie w umyśle ludzi rozsądnych. Na głowach noszą kapelusze, podobne do gniazd ptaków drapieżnych, utrefione włosy spływają w lepkich i tłustych pasmach po nad czołem, nadając całości wygląd śmieszny.

Częstokroć bielizna samej gospodyni, jej męża i dzieci, wiele pozostawia do życzenia, lecz na zewnątrz przestrzegane są starannie cechy zamożności, choć w domu często brak zdrowego i obfitego pożywienia, odbija się na zdrowiu rodziny. Wogóle żony robotników u nas, rzadko rozumieją ważność i doniosłość swego powołania. Są wyjątki, lecz śmiało powiedzieć można, iż brak poczucia obowiązku w kobietach tej sfery, to rana wołająca o lek skuteczny do dobrze myślących działaczy; mężczyzna mniej jest śmieszny w tużurku, z parasolem w ręku i wysokim kapeluszu z czarnego filcu…

Góra na której stoi kościół pokrywa się kramami. Tu obrazki święte, różańce, książki do nabożeństwa, tam woda sodowa, wędliny, pierniki — owdzie cukierki, noże i kłódki, zabawki dziecinne it. p. Zdała ciągną kompanie z sąsiednich kopalni. Kapele górnicze poprzedzają je, grając ulubioną pieśń — lud śpiewa „Serdeczna Matko;” czerwone pióropusze na czapkach muzykantów w stroju górniczym powiewają niby sztandary — chorągiew cechowa, niesiona przez starszego górnika, toruje idącym drogę, coraz wyżej… aż do wrót świątyni.

Kościół gołonoski króluje nad całą okolicą. Widać go na kilka wiorst wokoło. Strzela ku niebu wysmukłemi wieżycami, stoi na stromej górze, pokrytej bujną zielenią i odwiecznemi lipami. Przez długie wieki stał tu drewniany kościołek, pokryty mchami, dopiero w ostatnim dziesiątku lat, za staraniem księdza Tadeusza Konarskiego, miejscowego proboszcza, ze składek parafian górników i okolicznych przemysłowców, wzniesiono wspaniałą świątynię, której wewnętrzne ściany pokryły piękne freski, malowane przez uczniów szkoły Matejkowskiej z Krakowa.

Na górze przez większą część lata rosną w wielkiej ilości fijołki, a legenda opiewa, iż cnotliwa żona Jagiełły, piękna królowa Jadwiga, odbyła pielgrzymkę do Świętego Antoniego, który już w owym czasie słynął tu za wielkiego pośrednika wiernych, wzywających pomocy Przedwiecznego.

Otóż królowa miała odbywać pielgrzymkę boso a kędy stąpnęła, wyrastały fijołki, które dotąd pokrywają górę wonnym kobiercem, wieś zaś otrzymała nazwę „Gołonóg”.

Jeszcze druga legenda krąży w ustach miejscowego ludu, co do nazwy tej miejscowości:
Legenda o górze Gołonoskiej i o pustelniku. *)

„Było to dawno, bardzo dawno temu, kiedy całe zagłębie Dąbrowskie porastało lasami, lub dyszało trzęsawiskiem, na którem zielone pleśnie i rudawe kożuchy wyglądały jak wielkie plamy; z poza nich stęchła i mętna przeświecała woda, gadów i płazów wyłączne mieszkanie. Gdzieniegdzie tylko na południowych stokach, śmielsi i bardziej przedsiębiorczy właściciele budowali sobie chaty wpółzaklęsłe w ziemię i oczyszczali kawałek gruntu, żeby zasiać trochę żyta, bo zresztą zwierzyna wystarczała im na pożywienie, a w wodach ryb nie brakło.

Domostwa te były nędzne, więcej do jam podobne, a ukryte doskonale, bo dach przylegał do ziemi i porastał mchem, a nawet widłakami. Wśród ogólnej więc zieloności, wśród paproci i kopytniku, nie dojrzeć było ludzkich siedzib.  Szumiały nad niemi wielkie modrzewie i świerki, cały rok zachowując swą majową barwę. Więc chociaż dróg nie było żadnych, chociaż nogi kaleczono o ciernie dzikich głogów i odłamy skał,  a z obcych nikt tu nie przybywał, ludziska osiedli na stoku wzgórz, kochali swój zakątek wiecznie zielony i czuli się szczęśliwymi.

Aż raz, niewiadomo skąd, przybył staruszek z wielką siwą brodą i minąwszy zorane polanki, piąć się zaczął ku szczytowi góry. Patrzono na nieznajomego ze współczuciem, bo nogi miał bose, i ostre kamienie raniły je boleśnie; a on na nic nie zważał, tylko dalej i dalej ku górze kierował swe kroki, aż zniknął z oczu ciekawym. Odtąd wiedziano, że kuł sobie grotę w skale i na twardej też skale wyciągał znużone pracą członki.

Śpiew pobożny starca niósł wiatr po rosie ku litościwym ludziom, a ci biedakowi całem sercem pomoc nieść byli gotowi. Domyślano się, że grzesznik to musiał być wielki, skoro tak srogą pokutę odprawiał, ale Bogu zostawiono sąd nad nieszczęśliwym, wzdychając tylko o miłosierdzie dla kającego się starca.

Coraz to częściej schodził on w dolinę, a gdzie tylko biedak jaki w chorobie potrzebował ratunku, tam pewno zjawił się pustelnik, zioła cudowne warzył, maściami rany opatrywał, a w pokorze rany te cuchnące zgnilizną, całował, mówiąc, że nie wart jest, aby go święta nosiła ziemia, tak wiele na niej zawinił.

A ziemia ta często była mu macochą. Dokuczał mu nieraz głód, dokuczało zimno— ale najwięcej wzbudzał litości swemi bosemi nogami. Skóra pękała na mrozie, a krwawe ślady znaczyły drogę do samotnej groty. I za nic nigdy nie okręcił nóg tych skórą zabitego zwierza, jak to czynili inni, taką już pełnił  pokutę… Ludzie ze współczuciem „Gołonogiem” zwać go poczęli i z podziwem patrzyli na wytrzymałość biedaka, dziwując się, że tak sroga pokuta trwać może tak długo.

Bo też i trwała już lat kilka i nie było wieśniaka, któremu by pokorny Gołonóg nie był oddał posługi, często wstrętnej dla każdego. Jałmużnę rozdawał tak hojną, iż domyślano się, że chyba skarby jakie do groty przyniósł ze sobą.

Aż nagle ucichł śpiew pobożny, który co rano płynął po puszczy—niósł go zarówno wiatr wiosenny, jak i mroźna zadymka zimowa, wśród której tysiące razy zginąć był powinien ten opuszczony od ludzi samotnik Boży. I mijały dnie, a samotnika nie widział nikt.

Na próżno wzywał Gołonoga drwal, któremu sosna padając zgruchotała nogę; nie wracał wśród ludzi, a mieszkańcy nie śmieli szukać go na szczytach, bo nigdy nikomu iść za sobą nie pozwolił, a w jego słowach było tyle mocy i rozkazu, że ludzie zdziwieni pytali się siebie:

„Ażali on książę lub król, co tak go słuchać- musimy?”

Aż nagle przez świerki i modrzewie, przedarł się głos, którego nie słyszano tu dawno: oto dzwonek loretański zadźwięczał wśród puszczy, oznajmiając mieszkańcom, że z dalekich stron przybywa ksiądz z Panem Jezusem. Bywało tak czasem, ale bardzo rzadko, bo nie było kościoła w okolicy i ludzie marli często bez Świętych Sakramentów i tylko dzwonki leśne i konwalie białe dzwoniły im na wieczny spoczynek, a aniołowie duszę przed Boga wiedli taką, jak z ciała wyszła, bez pokrzepienia i modlitwy. Teraz jednak to nie kwiaty polne żegnają uciekającą, duszyczkę. Widać już nawet chłopca w komży, jak konia za uzdę prowadzi, a dzwoni i dzwoni, że zdaje się same świerki i modrzewie poklękają, na to wołanie pobożne.

Na koniu ksiądz Wijatyk trzyma, bursa cała złotem szyta, blask bije od niej i od twarzy księdza, który Chleb Żywota spragnionemu niesie. A pną się coraz wyżej i wyżej. Minęli wszystkie chaty w mchy spowite, aż teraz ludziom wiadomo, że pokutnikowi Bóg ostatnie zsyła pocieszenie.

— Gołonóg chory, Gołonóg umiera! powtarzają z ust do ust.

I powoli za księdzem gromadzą się ludzie, idą w pobożnem skupieniu, bo wiedzą, że nad wielkim grzesznikiem sądy się Pańskie rozprawią. A umierający, ostatnim aktem pokory błaga, by spowiedź słyszeli wszyscy. Więc kto on? Kto ten wychudły nędzarz, któremu zimna skała posłaniem?

To dawny pan tych puszcz, tyran okrutny, którego wspomnienie dreszczem przejmuje starszych. Młodzi go nie pamiętają, bo znikł przed 30 laty, a dziś… czy to ten sam być może? Ten Gołonóg, którego stopy krwawią jeszcze śladami dobrowolnej pokuty? Tak to on! On teraz błaga o przebaczenie tych samych, których krzywdził. Bóg zmiłował się nad grzesznikiem i wtedy właśnie, kiedy on najzuchwałej szalał w tych lasach, tratując dorobek biedaków, krzywdząc niewinnych, pastwiąc się nad bezbronnymi, wtedy właśnie zesłał mu sen cudowny, w którym grzesznik ujrzał całe pasmo swych zbrodni.

Ujrzał i struchlał, grozą przejęty nad własną niegodziwością, nad morzem łez ludzkich, przez niego wylanych. Odtąd zniknął z okolicy. Gdzie był, jak pokutował dawniej?.. tego martwiejące usta nie zdołały powiedzieć. W dalekich wędrówkach jednak zachował złoto odziedziczone po ojcach. Złoto to oddał księdzu, aby za nie kościół na miejscu groty postawił. I stanął przybytek Boży z ofiary grzesznika, a lud przebaczywszy ciemięzcy, nazwał górę i kościół „Gołonogiem”.

Któż wie jednak, czy pokutne czyny wyprosiły przebaczenie? Krwawą była pokuta, ale łzy ludu krzywdzonego ciężko ważą przed Panem.”

 

Na jednym z wyniosłych pagórków Dąbrowy stoi piękny gmach, postawiony według planu budowniczego Lanciego w r. 1842. Pierwotnie był to gmach Zarządu Górniczego zachodniego okręgu, obecnie szkoła górnicza. Postawiony na bardzo znacznej wyniosłości, na otwartem płaskowzgórzu, obrośniętem murawą, zdała rzuca się w oczy patrzącym.

Poza szkołą wzniesiono wielki dom, mieszczący internat dla uczniów, oraz budynki na warsztaty, w których młodzież odbywa kursa praktyczne. Fizyczne warunki szkoły są nader sprzyjające. Frontowe okna gmachu, dają widok na całą osadę i ciągnące się poza nią lasy, łąki i wzgórza, na kilka mil dokoła.

Po przeciwnej stronie roztaczają się rozległe łany pokryte zbożem, aż do pięknej, kościelnej wsi Zagórze, niegdyś własności rodziny Siemińskich, od której— wraz z przyległościami t. j. kopalnie i majątki ziemskie, przeszła w ręce niemieckie, Kramsty, a obecnie stanowi własność Towarzystwa francuskiego p. n. „Sosnowieckie.”

Szkoła górnicza, założona została w r. 1889.  Pozostaje pod zarządem ministeryum rolnictwa i dóbr państwa, i ma na celu przygotowanie techników, dla miejscowych fabryk i kopalni. Szkoła posiada dwa oddziały: hutniczy i górniczy, każdy z kursem czteroletnim. Dwa pierwsze kursa są wspólne dla obydwóch oddziałów, obejmują przedmioty ogólne, jak matematyka, fizyka, chemia, rysunki i t. p.

Kursa wyższe obejmują przedmioty specyalne, a mianowicie: dla oddziału górniczego: miernictwo, mineralogię, geologię, mechanikę, budownictwo i rysunki; dla oddziału hutniczego: chemię analityczną, hutnictwo, miernictwo, mechanikę, budownictwo i rysunki.

Prócz nauk pomienionych, uczniowie na niższych kursach, zajmują się rzemiosłem, t. j. stolarstwem, kowalstwem, ślusarstwem, w warsztatach, pod kierunkiem majstrów specyalistów. Kandydaci przyjmowani są w wieku od 15 do 20 z kwalifikacyą z ukończenia trzech klas szkół średnich—za opłatą 20 rub. rocznie.

Ciąg dalszy nastąpi.

*) Poczerpnięte z „Historyi o Janku górniku” Zofii Bukowieckiej,

 

 

Przeczytaj więcej w Cyfrowej Encyklopedii Dąbrowy Górniczej: Bibliografia - Czasopisma i gazety - Ziarno

Wyszukiwaniew naszej bazie

Nawiguj klikając na trójkąty poniżej

♦ - wpis encyklopedyczny

Losowy memoriał

Więcej

Nasza baza 

7565 - skany

175 - wpisy encyklopedyczne

398 - dawne artykuły prasowe

Współpraca

Muzeum

Forum

Dawna Dąbrowa

menu
zamknij