Kilka słów o Zagłębiu Dąbrowskiem – cz. III

Opis:

Ziarno nr 32 z 05.08.1904 – Kilka słów o Zagłębiu Dąbrowskiem – Edward Nałęcz

 

U stóp fabryki, przed 10 laty, znajdowała się jeszcze zalana niegdyś kopalnia, dla pamięci inżeniera, który ją założył, „Cieszkowską” zwana. W kopalni tej przed wielu laty wszczął się pożar. Aby go ugasić, sprowadzono przeciwny żywioł: wodę, której później nie dało się już wypompować. Wydarłszy łup jednemu żywiołowi, oddano go na pastwę drugiemu, którego moc nie ustępuje w niczem potędze poprzednika… Żywioły urągają wrzekomej sile tego, który sam siebie nazwał „panem stworzenia”— a w istocie jest tylko słabem narzędziem w ręku Najwyższej Potęgi.

Otóż, wielkie piece prócz żelaza, zwanego surowcem, wyrzucają z siebie żużel, czyli bezużyteczne odpadki, które w postaci ognistej rzeki odpływają do zbiorników żelaznych w kształcie wagoników odkrytych, ciągnionych przez lokomotywki, umyślnie na ten cel do użytku fabrycznego zrobione. Żużel ten, który w gwarze fabrycznej nazywa się szlaką, przez miniony lat dziesiątek, wrzucany do zalanej kopalni, nieznacznie wypierał wodę, dla odpływu której zrobione były odpowiednie kanały. Wspaniały był to widok, gdy ogniste kule, staczały się z wysokiego brzegu, wpadały do wody,  rozpryskując się w tysiączne odłamy, po nad kłębiącą się wodą. Dziś poziom został całkiem zrównany. Z żelaznej kopalni pozostała jedynie tradycya i wązki pas wody, stanowiący granicę między fabryką a drogą. I dobrze.

„Huczy woda po kamieniach,
A na głębi cicho płynie,
Nie sądź ludzi po zachceniach,
Ale prawdy szukaj w czynie”—mówi poeta.

Tajemnicza tafla wody zielonej, cicho „na głębi” płynącej, nęciła ku sobie przechodniów. Mimo przestrogi wypisanej na wielkich tablicach, ludzie używali kąpieli w zalanej kopalni i nie było roku, żeby głębia nie pochłonęła jakiej ofiary. Raz wpadło do kopalni dziecko. Ludzie się zbiegli, kobiety podniosły wielki lament, wszyscy biegali bezradni i nieprzytomni. Wtem z tłumu wysunął się młodzieniec i skoczył w wodę, chciał dać nurka, lecz go woda puścić nie chciała do głębi. Więc powrócił na brzeg. Podano mu szmaty, któremi przywiązał do nóg swych kamienie. Spuścił się u stromego brzegu do wody i poszedł na dno.  Mijały sekundy i minuty, nad brzegiem ucichły nawoływania i krzyki, obecni słyszeli bicie własnych serc. Gdy nagle woda się poruszyła, a po chwili na powierzchni ukazała się głowa młodzieńca, potem ramiona, wreszcie ręce a w nich ciało dziecka. Wysiłek bohatera był daremny, topielca nie dało się powrócić do życia—dla tego to powodu podanie o nagrodę zostało pozostawione bez skutku.

Obecnie, gdy już kopalnia zasypana została, pociągi wywożące szlakę skierowane zostały w tę stronę Dąbrowy, gdzie znajdują się olbrzymie rozdoły, będące niegdyś odkrywką kopalni „Reden”.

Przepaście te, porośnięte z biegiem czasu trawą, malowniczy przedstawiały widok, ciągnąc się blizko na wiorstowej przestrzeni, wśród pól zasianych zbożem. Dziś część przepaści wypełnił już żużel, a powierzchnia znów przedstawia płaszczyznę, na której zapewne wkrótce pobudowane zostaną domy mieszkalne. Od czasu stworzenia, ileż to razy powierzchnia świata uległa przeobrażeniu!

Prócz wielkich pieców, w fabryce Huta Bankowa znajdują się inne oddziały, t. j. stalownia, walcownia szyn, odlewnia żelaza, warsztaty mechaniczne, oraz walcownie blachy i drutu. Śliczny to przedstawia widok, gdy na cementową posadzkę gmachu maszyna wyrzuca złociste węże z rozgrzanego do czerwoności drutu, na tysiąc łokci długie, gdy wstęgi te wiją się znacząc esy, floresy, gzygzaki malownicze, a prędkie, niby w kinematografie.

Pośród tych wstęg ognistych biegają chłopcy w trepkach drewnianych, chwytają kleszczami  węża za głowę, za ogon, w pół ciała, ciągną, nawracają, wkładają w paszczę maszyny, która go napowrót wyrzuca i cieńszym, coraz cieńszym czyni.  Nieświadomy widz, patrząc z dala na tę robotę, mógłby mniemać, iż to dziecinna igraszka, swawola malców, bawiących się barwnemi serpentynami dla rozrywki.  A najładniej patrzeć na tę orgię ruchu wśród smug ognistych w nocy.

— Czemu oni zamiast spać spokojnie, biegają tak raźno, chwytając z pod nóg własnych ognistego węża, podrzucając go po nad głową nawracają i znów lecą, po nową zdobycz?

To pewnie taniec jakiś nieznany… Przygrywa mu orkiestra maszyn, wydająca potężny a zgodny ton, przyśpiewują koła transmisyj, a ludzie „tańczą” przez jedenaście godzin na dobę;  choć pot oblewa im czoło, a jednak nie przestają w ochocie.

Oto krótki rys, malujący słabo gorączkowy ruch panujący w fabrykach, gdy robota wre w całej pełni. Na dużej przestrzeni rozsiadła się fabryka Huta Bankowa. Wśród licznych zabudowań, rozrzucono sieć szyn, po których przebiegają małe lokomotywki, ciągnąc całe pociągi, wiozące surowe materyały, stanowiące ładunek dla wielkich pieców.  A więc: ruda żelazna, piasek, kamienie i t. p.

Wszystko to przeładowane do umyślnie na ten cel zrobionych worków, winda unosi w górę, skąd dostaje się co chwila w paszcze potworów łaknących coraz to nowej zdobyczy. Każdy nowy ładunek przytłumia nieco płomień, który po chwili z nową siłą wybucha, sięgając wysoko w górę. Olbrzymie są tak zwane maszyny wiatrowe, główne motory, wprawiające w ruch setki maszyn fabrycznych.

Ustawione w osobnym budynku, poważnie, wolno poruszają się, jakby od niechcenia. Mogłyby służyć za symbol siły, która, ufna w swą potęgę, nie śpieszy się, bo wie, że w właściwym czasie spełni zadanie.  Kto nigdy się nie spieszy—a nigdy nie spóźnia, ten dosięgnął złotej miary, absolutu doskonałości…

Czy jest taki?..

Woda zasilająca parą maszyny, sprowadzana jest do fabryki z rzeki „Czarna Przemsza,” która płynie w odległości jednej wiorsty pod ślicznym lasem dębowym „Zieloną” zwanym. Patrząc na ten gaj rozkoszny, przychodzi na myśl, że niegdyś taka „dąbrowa” roztaczać się musiała naokół, i że stąd chyba miejscowość nazwę swą wzięła.

Między fabryką a lasem, znajduje się kolonia „Łabęcka.” Jest to wieś, podobna do prawdziwych polskich wiosek, różniąca się od tamtych tem chyba, że przecina ją plant kolei warszawsko-wiedeńskiei, górują nad nią kominy fabryczne i tuż obok domów, kanałem ocembrowanym, płynie woda, zimą i latem buchająca kłębem pary. Jest to odpływ gorącej wody z kotłów fabrycznych i stanowi ulubioną sobotnią kąpiel dla mieszkańców kolonij.

Od 25 lat fabryka Huta Bankowa pozostaje w rękach Towarzystwa Francuskiego, która ją dzierżawi od właścicieli Riesenkampfa i Plemiennikowa. Ztąd też znajduje się tu wielu francuzów, jedna ulica nawet nosi nazwę „ulicy Francuskiej.” Na rycinie tej widać szereg domków murowanych jeszcze za czasów rządowego górnictwa. Obecnie domki te, zajmowane przez rodziny francuskie, otoczone są ogródkami starannie zasadzonemi i obsianemi. Wzrastają tam rozmaite warzywa, włoszczyzny i sałaty, stanowiące podstawę kuchni francuskiej. Zebrawszy plon w jesieni, skrzętne gospodynie urządzają zimowy ogród w piwnicach. Wszelkie rośliny są tam flancowane zupełnie tak, jak rosną i przez długie zimowe miesiące przechowują się jak świeże, a nawet niektóre gatunki sałaty rosną i rozpleniają się.

Dalej widać piętrowe domy dla robotników. Te mieszczą w sobie porządne mieszkania, złożone z pokoju z kuchnią, za które robotnicy płacą zarządowi fabryki po 5 rub. miesięcznie.

W głębi ukazują się kominy Huty Bankowej. Ponieważ Dąbrowa nie posiada dobrej wody do picia, instytucye sprowadzają ją beczkami, na wozach, ze źródeł położonych o 10 wiorst we wsi Strzemieszyce, stacyi kolei iwangrodzko-dąbrowskiej. Tu na polach zielonych, ze skał wypływają źródła obfite. O sprowadzeniu tej wody do Dąbrowy myśleli właściciele fabryk i kopalni. Lecz kosztorys, wygotowany przez specyalistów, wykazał olbrzymią sumę 300,000 rub. Projekt wobec tego pozostał w dziedzinie marzeń, a wodę w dalszym ciągu przywożą w beczkach i rozdają, mierząc konewkami. Mieszkańcy Dąbrowy, nie należący do składu instytucyj, posiłkują się wodą z miejscowych studzien, niesmaczną i mętną, lub wodą ze stawu, znajdującego się przed fabryką, za pomocą rur i pompek rozprowadzoną po całej kolonii Huta Bankowa.

Główna ulica Dąbrowy nosi miano „Szosowej.” Po prawej stronie widać szyny kolei, prowadzące od stacyi iwangrodzko-dąbrowskiej do wnętrza fabryki.  Ulica ta, dotąd nie brukowana, będąca główną arteryą ruchu, między Dąbrową a powiatowem miastem Będzinem, na wiosnę i w jesieni przedstawia smutny widok.  Setki ładownych wozów przeciągają tędy, miażdżąc kołami kruchy kamień, którym od czasu do czasu wysypywaną bywa szosa. Olbrzymie wyboje napełnione grzązkiem błotem, stanowią pułapkę dla jadących.

Ciąg dalszy nastąpi.

Przeczytaj więcej w Cyfrowej Encyklopedii Dąbrowy Górniczej: Bibliografia - Czasopisma i gazety - Ziarno

Wyszukiwaniew naszej bazie

Nawiguj klikając na trójkąty poniżej

♦ - wpis encyklopedyczny

Losowy memoriał

Więcej

Nasza baza 

7564 - skany

174 - wpisy encyklopedyczne

398 - dawne artykuły prasowe

Współpraca

Muzeum

Forum

Dawna Dąbrowa

menu
zamknij